Kampania nabiera rozpędu. W Gostyniu do wyboru mamy dwóch kandydatów na burmistrza. Ale jak zawsze będzie to transakcja wiązana. Za każdym z nich ktoś stoi. Jacyś koledzy, jakieś zobowiązania, a czasem nawet jakaś rodzina. Jedni nazwą to ugrupowaniem politycznym, inni układem, kliką lub klanem. Zwycięzca może ułatwić karierę reszcie. Przegranego nie raz przygarniali koledzy, którym udało się dostać na stołki. Zadajmy dziś fundamentalne pytanie: kto za kim stoi?
Układ Marcinkowskiego
Robert Marcinkowski to zawodowy urzędnik. Gruntownie przygotowany do rządzenia na uniwersyteckiej politologii, a potem na stypendium w Niemczech. Jest obecny w różnych radach samorządowych od wielu lat. Był już sekretarzem gminy Gostyń, najpierw jako podwładny Jerzego Woźnakowskiego, a potem Jerzego Kulaka. Półtora roku temu porzucił ciepłą posadkę w urzędzie i objął funkcję starosty. Było to możliwe dzięki wsparciu radnych z Samorządowego Komitetu Wyborczego, czyli SKW.
Wakat zrobił się po tym, jak poprzedni starosta Andrzej Pospieszyński zrejterował w połowie kadencji, nie podając nawet przekonujących przyczyn dymisji. Nagły atak zmęczenia? Może bał się, że w kolejnych wyborach nie ma już szans po tym wszystkim, co zrobił za swojej kadencji? Być może nie chciał też pociągnąć swoją osobą na dno kolegów z SKW?
Za rządów Pospieszyńskiego działo się nieciekawie. Stworzył on w zadłużonym powiecie dwa sztuczne etaty dla kolegów, którzy sami nie dostali się do samorządu. Byłego wiceburmistrza Leszka Dworczaka zatrudnił jako swojego doradcę, a byłego burmistrza Jerzego Woźniakowskiego jako speca od liczenia powiatowych dróg, o czym pisałam już w tekście Jawna… hipokryzja. Ten układ ma wieloletnią tradycję. Kiedy Pospieszyński nie dostał się kiedyś na fotel starosty, Woźniakowski uczynił z niego swojego wiceburmistrza. Ręka rękę myje…
Andrzej Pospieszyński miał też inne wpadki w ciągu ostatnich lat. Częstym gościem w starostwie było CBA. Ujawniona przez funkcjonariuszy afera w podległym staroście Powiatowym Ośrodku Dokumentacji Geodezyjno-Kartograficznej zakończyła się wyrokami sądowymi dla urzędników. Okazało się też, że dyrektor szpitala i dyrektor szkoły w Pogorzeli nie mieli prawa zasiadać na swoich stanowiskach, bo… dorabiali na boku prowadząc firmy, czego zabrania ustawa. Pospieszyński uznał zapewne, że to wszystko nie ujdzie mu płazem i ponownych wyborów do powiatu nie wygra. Podał się do dymisji i został… etatowym geodetą powiatowym.
Ale po półtora roku piastowania tego stanowiska wróciła mu ambicja i znowu startuje, tym razem do sejmiku wojewódzkiego. Zaufała mu Platforma Obywatelska, której lokalnym wydaniem w Gostyniu było zawsze SKW. I wiecie co? Ma chłop szansę, bo dostał wysoką drugą pozycję na liście PO. Trzymacie kciuki?
Kolejnym ciekawym kolegą z ugrupowania Roberta Marcinkowskiego jest Leszek Dworczak. Obecnie jest on zastępcą naczelnika w starostwie, ale wcześniej dostał etat doradcy starosty Pospieszyńskiego. Specjalnie dla niego stworzony po tym, jak Dworczak przegrał wybory na burmistrza Gostynia. Obecnie ponownie startuje na radnego gminnego.
Tymczasem Jerzy Woźniakowski, który podobno już policzył drogi i może przejść na zasłużoną emeryturę, jest kandydatem do… rady powiatu. Wszyscy ci panowie startują z SKW, które to ugrupowanie w tej kampanii zmieniło nazwę na Samorządowa Koalicja Współpracy.
SKW, którego liderem jest starosta Marcinkowski, ma jeszcze inne „kwiatki” wśród swoich kandydatów. Na przykład Sebastiana Czwojdę, który chce ponownie być burmistrzem Krobi. Wielu mieszkańców nie może mu jednak zapomnieć niejednoznacznej postawy względem spółki szykującej się do wybudowania pod Gostyniem odkrywkowej kopalni węgla brunatnego. Temat ten poruszałam z kolei w tekście Wielka dziura.
Znając już naczelne twarze SKW, musimy zadać pytanie – kogo wprowadzi do gminy Marcinkowski, jeśli zostanie burmistrzem?
To będzie osoba kompetentna i fachowa. Na pewno żaden z kandydatów SKW startujących w wyborach do samorządów.
Ciekawe… Takie nagłe zerwanie z tradycją tego ugrupowania…
Klan Kulaków
Jerzy Kulak jest jeszcze młodszy niż Robert Marcinkowski. Po studiach na politechnice zaczepił się jako asystent ówczesnego europosła Marka Siwca. Dostał się też do rady miejskiej, w czym pomogło mu zapewne znane w Gostyniu nazwisko. Jako członek SLD wystartował cztery lata temu na fotel burmistrza. I wygrał. W kampanii miał poparcie nie byle kogo, bo byłego kandydata na prezydenta z ramienia SLD – Grzegorza Napieralskiego. No i oczywiście Marka Siwca. Temu ostatniemu Kulak się zresztą odwdzięczył i poparł go w wyborach do Europarlamentu. Bezskutecznie – Siwiec dostał w gminie Gostyń tylko 5% głosów.
Mieszkańcy mający dość marazmu Woźniakowskiego zaryzykowali i zagłosowali na Kulaka. Zadziałał efekt świeżości. Zapewne młodziutkiemu wówczas burmistrzowi, bez doświadczenia w administracji, nie byłoby łatwo odnaleźć się w pracy w urzędzie. Pomogła Elżbieta Palka – była starościna – która już w czasie kampanii wskazywana była jako przyszły wiceburmistrz u Kulaka. Oczywiście także z SLD.
Mimo że w ostatnich czterech latach burmistrz nie miał większości w radzie, rozgrywał ją, jak chciał. Był mistrzem PR-u i politycznych zagrywek, o czym pisałam m.in. w tekście Jeden zero dla Kulaka. Swoją retoryką i przebiegłością spacyfikował opozycję, która jadła mu z ręki. Dopiero w ostatnim roku radni się obudzili i gromadnie przystąpili do SKW. Ale na odbudowanie pozycji opozycji było już za późno.
Jerzy Kulak, niesiony na fali sukcesów, postanowił nie spoczywać na laurach i startuje ponownie. Ale tu niespodzianka. Nie z ramienia SLD! Kulak odciął się od swojej macierzystej partii i startuje jako kandydat bezpartyjny ze swoim osobistym komitetem wyborczym. Ale na listach tego nowego komitetu można znaleźć całkiem starych radnych SLD: Mirosława Żywickiego, Andrzeja Rogalę, Elżbietę Śląską i Elżbietę Muszyńską.
SLD nie odcięło się jednak od Kulaka. Ugrupowanie to poparło go oficjalnie jako kandydata na burmistrza. Jerzy Kulak ma też poparcie z innej strony. Z politycznego niebytu ocknął się bowiem Zbigniew Kulak, prywatnie ojciec obecnego burmistrza. Lekarz, były wielokadencyjny senator lewicy, potem ambasador w Mongolii. Mimo publicznych zapewnień, że do polityki już nie wróci, ubiega się obecnie o funkcję powiatowego radnego. I to z jaką pompą!
Na ostatniej konwencji wyborczej SLD Lewica Razem wystąpił z płomienną przemową przerywaną gromkimi brawami. Publicznie nawrzucał Samorządowej Koalicji Współpracy (tej od Marcinkowskiego), nazywając ją układem, koterią oraz kolesiostwem. Napiętnował Marcinkowskiego za to, że jako starosta śmie ubiegać się o fotel burmistrza. A innych – że startują do rady powiatu i na szefów gmin jednocześnie. Takimi standardami brzydzi się podobno SLD.
Gostyński układ polega na nieformalnym pakcie grupy osób osób zarządzających powiatem, które pretendują do różnych wysokich stanowisk równocześnie.
Pan eks-senator i eks-ambasador zapomniał zapewne, że tak samo postąpiła jego partyjna koleżanka Elżbieta Palka. Była ona przedstawiana jako przyszły wiceburmistrz w gabinecie Jerzego Kulaka, a w tym samym czasie także kandydowała do rady powiatu. Czyż nie jest to najlepszym świadectwem hipokryzji Zbigniewa Kulaka?
Papa-Kulak krytykując Roberta Marcinkowskiego i jego kandydowanie na burmistrza, wmieszał się niejako w kampanię swego syna. Czym taka sytuacja różni się od układu? Chciałam się tego dowiedzieć, ale nie było mi dane. Zbigniew Kulak po konwencji lewicy, na której dziennikarze nie mieli możliwości zadawania pytań, odmówił mi wywiadu. Jakich niewygodnych pytań się obawiał? Być może dowiedziałabym się od niego, że dwaj Kulakowie jako kandydaci do odrębnych samorządów to jednak nie układ. A więc co? Zważywszy na więzy krwi, może trafniejszym określeniem byłby… „klan”?
Wypowiedzi reprezentują wyłącznie poglądy osób, które je zamieściły.