Jeden zero dla Kulaka

01
04

Ważą się losy gostyńskiego kartodromu. Jeszcze się sezon nie zaczął, a już rozegrano tutaj mecz. Między radnymi a burmistrzem. Na razie jeden zero dla Kulaka. Ograł radnych. Być może będzie rewanż. Oby tylko wielkim przegranym nie byli mieszkańcy Gostynia.Była to gra w przerzucanie gorącego kartofla. Przegrywa ten, kto będzie musiał podjąć niepopularne decyzje. Ich konsekwencją może być upadek toru kartingowego lub dalsze głośne skargi mieszkańców na poziom hałasu z kartodromu.

Co to oznacza w roku wyborczym, nie trzeba chyba nikomu uświadamiać. Skutki tego typu niepopularnych decyzji mogą być w takim czasie druzgocące dla tego, kto je podejmuje.

Sprawa kartodromu ma już długą brodę. Od lat mieszkańcy okolicznych posesji skarżą się na nadmierny hałas, dręczący ich w czasie zawodów, różnych innych imprez i treningów. Piszą listy, straszą sądem, przychodzą lobbować w swojej sprawie na sesje rady miejskiej. Torem kartingowym zarządza Automobilklub Leszczyński, który dzierżawi go od gminy za symboliczny 1 tys. zł miesięcznie. Samorząd postawił mu warunki. Automobilklub ma zbudować ekrany dźwiękochłonne. Ma doprowadzić do tego, by w sąsiedztwie toru dało się żyć.

Automobilklub jednak się nie śpieszy. Można odnieść wrażenie, że gra na zwłokę. Dopiero w połowie ubiegłego roku dostarczył raport oddziaływania toru na środowisko, który oczekiwany był od 2011 r. Dokument jednak okazał się wadliwy. Zaproponowane w nim ekrany nie chroniłyby przed hałasem w sposób wystarczający. Gmina miała więc dylemat: przedłużyć Automobilklubowi umowę najmu toru kartingowego na kolejne lata czy nie? Nieprzedłużenie oznaczałoby upadek obiektu. Nawet gdyby po Automobilklubie przejął go OSiR, tor utraciłby renomę, bo nie można byłoby rozgrywać na nim wyścigów o randze międzynarodowej. Takie rozwiązanie z pewnością nie spodobałoby się gostynianom. W końcu to jedyny prestiżowy obiekt sportowy w Gostyniu.

Rada miejska miała podjąć kłopotliwą decyzję w listopadzie ubiegłego roku. Ale radni wyrzucili projekt z porządku obrad. Zażądali od Automobilklubu nowego raportu oddziaływania toru na środowisko, a od burmistrza, by przedstawił im swoją wizję funkcjonowania toru na kolejne lata. Krótko mówiąc przerzucili odpowiedzialność na Jerzego Kulaka. Ostatecznie to on sam przedłużył Automobilklubowi dzierżawę, ale tylko do końca marca tego roku.

Minęły cztery miesiące. Automobilklub raport dostarczył do ratusza. Burmistrz natomiast swojej wizji na piśmie nie przedstawił. Za to – nic nikomu nie mówiąc – wniósł po cichu projekt uchwały o dzierżawie do programu ostatniej w marcu sesji. A była to sesja nadzwyczajna, na której nie można niczego wyrzucać z porządku obrad. Postawił więc radnych pod ścianą.

Musieli głosować. W dyskusji tłumaczyli się, że nie mają wyrobionego zdania, bo nie poznali zdania burmistrza. Że chcieliby odwlec decyzję o kilka miesięcy. Sugerowali, by przez ten czas Jerzy Kulak sam przedłużył umowę. Burmistrz jednak pozostał głuchy na te sugesie.

W efekcie doszło do kuriozalnego głosowania. Aż dwunastu radnych odrzuciło gorący kartofel. Wstrzymało się od głosu. Wystarczyło jednak, że sześciu było „za”. Uchwała o dalszej dzierżawie kartodromu na czas nieokreślony została przyjęta. Tor będzie istniał, ale za dalsze skargi mieszkańców na hałas „winę” poniosą radni, a nie burmistrz. Jeden zero dla Kulaka.

Na razie daleko do rozwiązania problemu z hałasem na kartodromie. Władza rozegrała swoje gierki, ale to nie daje żadnej gwarancji, że Automobilklub zrobi, co mu kazano. Doświadczenia z przeszłości nie nastrajają optymistycznie. Prędzej czy później gmina będzie musiała wyłożyć kasę na budowę ekranów. Ile i skąd weźmie pieniądze? Nie wiadomo.

Niedawno pojawiły się w budżecie dodatkowe 3 miliony. Burmistrz i radni woleli jednak te pieniądze szybko wydać co do grosza, chcąc przypodobać się własnym wyborczom na zasadzie „tu chodniczek, tam ścieżka”. Rozdrobnili kasę na wymyślane naprędce cele, by mieszkańcy zdołali zapamiętać ich szczodrość tuż przed listopadowymi wyborami. Ekrany nie miały z tej perspektywy aż takiej wartości, bo z uwagi na procedury pojawiłyby się dopiero w przyszłym roku. A wybory są w tym.

I tak oto przyjęto uchwałę, w której większość wstrzymuje się od głosu, jeden jest przeciw a tylko sześciu za. Ale to jeszcze nie jest szczyt. Czekamy na uchwałę, w której jedna osoba zdecyduje, bo osiemnaście nie będzie miało zdania lub będzie się bać.

Zachodzi pytanie, po co w takim razie jest władza? Na pewno nie jest po to, by wzajemnie się ogrywać w grze o wyborców. Jej zadaniem jest podejmowanie przemyślanych decyzji dla dobra społeczeństwa. Zdaje się jednak, że w bitewnym szale roku wyborczego realny interes mieszkańców może okazać się najmniej ważny.

Komentarze na stronie nie są moderowane na bieżąco.
Wypowiedzi reprezentują wyłącznie poglądy osób, które je zamieściły.
  • http://regiopis.pl Lila Gabryelów

    Zapraszam do komentowania :)

  • Beata Proć Radojewska

    przed wyborami trzeba „coś” robić;p a tak serio to Nasze kochane władze powinny działać konsekwentnie bez szkody dla miasta i dla mieszkańców. Jednak myślę też,że teren wokół toru kartingowego pozostawia wiele do życzenia i tutaj mogłoby miasto podziałać i dla rekreacji dla mieszkańców a być może i dla pozyskania nowych miejsc pracy:)
    Pozdrawiam serdecznie:)