Koncert zespołu Turbo w Gostyniu był dużym wydarzeniem. Przyciągnął do Hutnika osoby, którym ta muzyka kojarzy się z czasami młodości. Ale pojawili się też całkiem nowi fani. Młode pokolenie, które zaraziło się heavy metalem od swoich rodziców lub innych krewnych.
Mało kto jednak wie, że lider i gitarzysta znanego zespołu Turbo, Wojciech Hoffmann, jest poniekąd… gostynianinem. Choć urodził się w Brzegu Dolnym, potem mieszkał w Gorzowie, do naszego miasta sprowadził się z rodzicami w 1962 r. jako 7-latek. Mieszkał w Gostyniu do 1967 r. Przy okazji koncertu Turbo w Gostyniu udało nam się porozmawiać o starych czasach.
Podobno tu spędzałeś swoje dzieciństwo?
Mój ojciec pracował w domu kultury „Hutnik”. W latach 60. przyjeżdżały do Gostynia zespoły big-beatowe. W garderobie, w której się znajdujemy, dostawałem autografy od Karin Stanek, Kasi Sobczyk, Niemena. Na balkonie w „Hutniku” zaraziłem się tą muzyką. Siedziałem tam jako 7-letni chłopiec i wtedy już wiedziałem, że to będzie to, co chcę w życiu robić. Jestem bardzo szczęśliwy, że mogłem przyjechać na te stare śmieci. Pamiętam, że przez któreś z tych okien patrzyłem w dal. Tu było jakieś pole z domkami. Niemen śpiewał wtedy utwór „Mimozami jesień się zaczyna”. Bardzo to przeżywałem. Nie mówiąc już o Czerwonych Gitarach, które właśnie tutaj zobaczyłem pierwszy raz w 1966 r. Wtedy zwariowałem. To był koniec, a właściwie początek. A więc wszystko, całe moje granie, dzięki Gostyniowi. Tu się zaczęła moja kariera jeszcze na długo przedtem, zanim pierwszy raz wszedłem na scenę.
Pamiętasz te wydarzenia?
Tak, dokładnie. Na występie Czerwonych Gitar byłem cały rozemocjonowany, wyszedłem rozogniony. Przez miesiąc potem chorowałem, dostałem zapalenia płuc. Pamiętam, jak wyglądał koncert Niebiesko-Czernych, kiedy była przerwa, jakie było oświetlenie, jak byli ubrani. Ale były też przykre chwile, bo pamiętam również, jak mnie do kina nie wpuścili na „Most nad rzeką Kwai” (śmiech). Miałem wtedy 12 lat, a film był od 16.
Co jeszcze lubiłeś robić w dzieciństwie?
Siedziałem w pokoju tu w bloku niedaleko i patrzyłem na przejeżdżające pociągi. Teraz jestem modelarzem kolejowym. Pamiętam, że pociągi z Leszna do Jarocina jeździły o:7.30, 12.30 i 19.30, a o 3.00 w nocy kierowali taki specjalny wagon do Gostynia. Obserwowałem też ciuchcie do Kościana. Często też bawiłem się na „targowisku”, gdzie teraz jest hotel Cukropol. Przyjeżdżały tam karuzele i cyrk. Szczególnie pamiętam muzykę z tego cyrku.
Generalnie jako dziecko byłem nieco odludkiem. Mało się spotykałem z kolegami, lubiłem przebywać z dziewczynami. Chłopacy byli dla mnie rozwydrzeni, ordynarni, brzydko mówili, to mi nie odpowiadało. Dziewczyny postrzegałem jako fajne, uduchowione. Często chodziliśmy za ratusz, nad Kanię. Jak szedłem tam z kolegami z klasy, przeskakiwaliśmy przez tę rzeczkę. Nigdy mi się to nie udawało, zawsze lądowałem w samym środku. Przychodziłem do domu mokry. Mostek na Kani też pamiętam, bo myśmy tam pierwsze papierosy próbowali palić.
Wciąż palisz?
Teraz nie, na szczęście akurat to mi po Gostyniu nie pozostało na zawsze (smiech).
Pamiętasz ludzi z Gostynia?
Tu się zakochałem w Ewie Ignaczak. Ona się potem wyprowadziła do Szczecina. Czarne włosy miała, była piękna. Jak się wyprowadzałem z Gostynia, byłem bardzo zakochany. Pamiętam, że dostałem po pysku od jakiegoś chłopaka, bo się o nią biliśmy. Była w moim wieku. Chodziliśmy do klas równoległych. Byłem bardzo nieśmiały, nawet nie pamiętam, czy z nią rozmawiałem. Miałem tu też kolegów, Marka i Tadka Tarnowskich, którzy byli kuzynami. To oni mi powiedzieli, że Ewa się wyprowadziła. Nie była wprawdzie moją pierwszą miłością, ale ostatnią w Gostyniu.
Tak… Pamiętam też Dankę Mazurek ze szkoły numer jeden, a także Elę Rączkę. Dobrze wspominam panią Handke, która uczyła mnie polskiego. Przepiękna, cudowna kobieta, patrzyłem na nią zachwycony.
Generalnie Gostyń bardzo dobrze mi się kojarzy. Wpierw chodziłem tu do szkoły jedynki, a potem – jak zbudowali – to do trójki. Mieszkałem przy ulicy Hutnika 13 pod 12-stką. Do dzisiaj mam fanów z okolic Gostynia, na „fejsie” czasem się zgadujemy.
Rozmowie przysłuchują się dwie fanki. Są ze Śremu. Mają po 18 lat. Nie interesuje je hip-hop, ani inne „modne” kawałki. One szaleją za Turbo. Dość nietypowe jak na ten wiek. Jak to się stało?
- Mój tata zaraził tą muzyką kuzyna, a kuzyn mnie – zdradza jedna z nich. (obie na zdjęciu – po lewej Daria Kujawa, po prawej Weronika Kiezik)
Pukają kolejni zniecierpliwieni fani. Ostatnie pytanie:
Miałam wrażenie, że zagralibyście jeszcze jednego bisa, tylko fani tego nie wyczuli i już się go nie domagali.
To prawda. Byliśmy przygotowani.
Co by to było?
Smak ciszy.
Posłuchajcie więc tego, co straciliście i na drugi raz nie rezygnujcie tak szybko :)
Wypowiedzi reprezentują wyłącznie poglądy osób, które je zamieściły.