Basen tonie, płace rosną

20
06

Fajnie jest być dyrektorem. Zwłaszcza w jednostce podległej gminie. Bo dyrektorska pensja co miesiąc jest, a o finanse firmy martwić się nie trzeba. Wiadomo – jak zabraknie, to się z gminnego budżetu kolejny milion dołoży i po kłopocie. Tak dobrze miał szef gostyńskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji, Zbigniew Kordus, zarządzający pływalnią. Burmistrz od niego planów ograniczenia strat nie wymagał, to i się dyrektor nie trudził. I wszystko byłoby dobrze, pływalnia generowałaby spokojnie coraz większe straty, płace pracowników by rosły, nikt by się nie oburzał. Tylko przyszła Najwyższa Izba Kontroli i namieszała w tak dobrze funkcjonującym układzie. Stwierdziła nieprawidłowości w zarządzaniu.

 

Skontrolowano lata 2011, 2012 i połowę 2013. Stwierdzono, że pływalnia nie tylko jest głęboko pod kreską, ale jej milionowe straty stale rosną. W 2011 r. wynosiły one nieco ponad 937 tys. zł., w 2012 nieco ponad 1204  tys. zł , a w pierwszej połowie 2013 r. już 771 tys. zł (czyli za cały rok byłoby to proporcjonalnie 1542 tys. zł). I jeszcze okazało się, że – wbrew zapewnieniem dyrektora – tak wcale być nie musi. Zbigniew Kordus rozpaczliwie bronił tezy, że wzrost deficytu jest nieunikniony, bo koszty (media i inne usługi) systematycznie rosną. Dyrektor przyznał się kontrolerom, że według niego wyjściem z sytuacji byłoby podniesienie cen biletów, a na to nie chciał się zdecydować.

 

Inspektorów NIK-u to nie przekonało. W raporcie pokontrolnym napisali:

Wyjaśnienie dyrektora OSiR nie zasługuje na uwzględnienie. Ustalono bowiem, że na wysokie koszty funkcjonowania pływalni wpływ miały przede wszystkim koszty wynagrodzeń (których udział wzrósł z 35,4% w 2011 r. do 37,1% w 2012 r.)

 

Ponadto dyrektor nie sporządzał planów działalności pływalni oraz nie przedkładał władzom gminy sprawozdań z ich realizacji. Czyżby nie znał statutu kierowanej przez siebie jednostki, w którym wymóg ten był wyraźnie zapisany?   

 

Na jaw wyszło, że przez cztery lata pływalnią kierowały osoby nie posiadające licencji zawodowej zarządcy nieruchomości, co było niezgodne z ustawą. Dyrektor tłumaczył się, że nie było tego wymogu w kryteriach konkursowych na to stanowisko. Skoro tak, to znaczy, że źle ze swojej roli wywiązali się także gminni urzędnicy przeprowadzający wspomnianą rekrutację, umożliwiając objęcie stanowiska osobie bez wymaganych prawem kwalifikacji. Niekompetencja to czy celowe działanie?

 

W koncepcji działania OSiRu z 2008 r. dyrektor deklarował konieczność minimalizowania różnicy między kosztami i przychodami pływalni, nie podejmował jednak skutecznych działań w celu naprawy sytuacji. Nie opracował też koncepcji działań naprawczych. O planie marketingowym nikt tutaj nie słyszał.  Dyrektor nie powiadomił też burmistrza o wynajmowaniu pomieszczeń, choć miał taki obowiązek. Inspektorom tłumaczył się… nawałem obowiązków.

 

Nie bez winy jest też burmistrz, bo nie egzekwował planów i sprawozdań z działalności pływalni. Trzeba jednak oddać Jerzemu Kulakowi, że jest w pewien przewrotny sposób skuteczny. Nie miał nigdy żadnych problemów z przekonaniem radnych do zatwierdzenia kolejnych budżetów, w których nakłady na pływalnię lawinowo rosły. Sami radni też nie interesowali się funkcjonowaniem basenu i o rosnące koszty nie pytali.

 

Mimo rosnących strat dyrektor prowadzi dość frywolną politykę kadrową. Świadczyłoby o tym tworzenie nowych stanowisk, na przykład dla syna radnego, co czym pisałam w poprzednim tekście. O gospodarności nie świadczy też to, że – jak mówią regularni bywalcy – rankiem, kiedy jest mało klientów, w kasie pracują aż trzy osoby.

 

Zabawny jest w tym kontekście fakt, że na początku obecnej kadencji samorządu dyrektor Zbigniew Kordus usilnie zabiegał o uczynienie z OSiR-u spółki gminnej. Marzyła mu się rozbudowa hotelu i zarządzanie wielkim sportowo-gastronomiczno-hotelarskim imperium. W końcu fajnie jest być dyrektorem, a może nawet prezesem. W biznesie niekompetentnych menadżerów eliminuje rynek, w przypadku obiektów publicznych powinni to robić urzędnicy i radni, przy wykorzystaniu opinii takich instytucji jak NIK. Problem polega na tym, że na stanowisku z nadania może się utrzymać każdy, bo w razie strat przychylny samorząd zawsze dopłaci. Tyle, że tak naprawdę dopłacają podatnicy, czyli my wszyscy. To w naszym imieniu rządzą radni oraz burmistrz i to oni powinni dbać o jak najbardziej efektywne funkcjonowanie obiektów takich jak pływalnia. I niech się ci nasi reprezentanci bardziej starają, bo wybory już za pół roku, a mieszkańcy mogą dojść do wniosku, że ktoś inny wywiązałby się z tych obowiązków lepiej.

 

PS. I niech nas nie myli formalna ocena wystawiona przez NIK – „pozytywna mimo stwierdzonych nieprawidłowości”, bo są tylko 3 oceny, czyli (jednoznacznie) „pozytywna”, „negatywna” i ta, pośrednia, którą dostał gostyński OSiR. Znaczy to tylko tyle, że nie wykryto wykroczeń, a „jedynie” nieprawidłowości. Mówiąc obrazowo – dyrektor pieniędzy nie ukradł, on nimi tylko nieudolnie zarządzał.

Komentarze na stronie nie są moderowane na bieżąco.
Wypowiedzi reprezentują wyłącznie poglądy osób, które je zamieściły.