Mało jest rzeczy w naszym regionie, z których możemy być tak dumni, jak ze Świętej Góry. Choć na co dzień może wydawać się nam ona czymś zwykłym i oczywistym, jest miejscem o wielkim znaczeniu – zarówno historycznym jak i etycznym. Docenił to nawet sam prezydent Komorowski.
Klasztor na Świętej Górze od 2008 roku znajduje się na liście Pomników Historii Prezydenta RP. Obejmuje ona zaledwie 58 najcenniejszych zabytków w kraju. Ale w listopadzie tego roku Bronisław Komorowski wyróżnił Świętą Górę po raz kolejny. Tym razem za jej wkład w walkę o wolną Polskę.
Już w czasach zaborów księża filipini umacniali Polaków w dążeniu do niepodległości. Do tego stopnia narazili się państwu pruskiemu, że na kilkadziesiąt lat zdelegalizowano ich zakon. Za PRL-u Święta Góra także stała się punktem oporu wobec komunistycznej władzy. Dzięki swoim słynnym wielkanocnym ołtarzom oraz odważnym kazaniom klasztor stał się solą w oku dla rządzących i ubecji. Jednym z księży szczególnie zasłużonych w walce o wolną Polskę jest Leszek Woźnica. W uznaniu zasług tego filipina prezydent Komorowski przyznał mu, jako jednemu z pięciu księży w Polsce, Krzyż Wolności i Solidarności. Zapraszam do przeczytania wyjątkowego, bo bardzo szczerego, wywiadu z duchownym.
Taki niby ksiądz spokojny, poważny, a nieźle ksiądz „rozrabiał” jako młody duchowny…
Jestem spokojny, ale nie spolegliwy. Za PRL-u nieraz spotykały mnie za moje kazania represje ze strony władz komunistycznych, ale nigdy się nie przestraszyłem. Funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa twierdzili, że burzę spokój społeczny. To fakt. Moje kazania nigdy nie były beznamiętne. Ale nie dbałem o to i mówiłem prawdę prosto w oczy.
Skąd się ksiądz wziął na Świętej Górze?
Jestem synem tej ziemi. Urodziłem się 56 lat temu w Podrzeczu. Mój tato pochodzi z Bielewa, a mama z Piasków. O mało co zostałbym… cukiernikiem, ale uświadomiłem sobie, że to nie dla mnie. Skończyłem liceum, a potem seminarium u filipinów. W 1985 r. osiadłem jako ksiądz na Świętej Górze.
Jak zaczęła się księdza walka?
W czasie stanu wojennego widziałem niewinnych ludzi pałowanych na krakowskim rynku. To budziło we mnie gniew. Jeszcze będąc w seminarium podpadłem UB za poglądy. Kiedy zostałem księdzem na Świętej Górze, dzięki moim odważnym kazaniom ludzie leszczyńskiej Solidarności uznali mnie za swego kapelana. Potem utworzyłem na Świętej Górze duszpasterstwo ludzi pracy, w ramach którego zjeżdżali tutaj działacze opozycyjni nawet spoza Wielkopolski. W połowie lat 80. Solidarność była zdelegalizowana, a ludzie opozycji działali w podziemiu. Byli inwigilowani i szykanowani, tracili pracę i nie mogli znaleźć nowej. W tamtym czasie ludziom walczącym z komuną trzeba było dodać odwagi. Wygłaszałem wtedy odważne kazania, które regularnie nagrywali ludzie „bezpieki”. Co roku na Wielkanoc księżą filipini przygotowywali też wielkie ołtarze nawiązujące do sytuacji w zniewolonym kraju.
Czy gostynianie pomagali księdzu w tamtych trudnych czasach?
Tak. Moim współpracownikiem najbardziej oddanym sprawie był pewien mieszkaniec Gostynia. Człowiek w moim wieku, robotnik, ale bardzo inteligentny i bystry, do tego niezwykle miły. Pomagał mi organizować kolejne zjazdy działaczy Solidarności. Zawsze był w pobliżu. Ufałem mu bardzo. Kilka lat temu, po otwarciu akt IPN dowiedziałem się, że ów oddany człowiek z Gostynia był… moim „aniołem stróżem”. To właśnie on na mnie donosił. Jakiś czas potem osoba ta zadzwoniła do mnie. Poprosiła o spotkanie. Podczas dwugodzinnej rozmowy człowiek ten przepraszał mnie i płakał. Zapewniał, że pieniądze za tę brudną pracę przeznaczył na biednych. Pytał, co ma zrobić, bo przecież nosi w sobie taki straszny ciężar. Powiedziałem, że mu wybaczam. Ale to wszystko, na co może z mojej strony liczyć. Wiem, że będzie go to prześladowało do końca życia.
Skąd się w księdzu brała odwaga, by mimo represji ze strony władzy jej służb mówić wprost o prawie do wolności?
Wyniosłem to z domu rodzinnego. Mój ojciec był wielkim patriotą. Należał do tzw. Żołnierzy Wyklętych. Rodzice wpoili we mnie szacunek dla wartości. Uczono mnie, że w życiu trzeba być prawdziwym i odważnym. I umieć przyjmować konsekwencje swoich decyzji.
Święta Góra była prawdziwą twierdzą, która nigdy nie poddawała się wiatrom historii…
Tak było przez setki lat. Podczas zaborów w 1876 r. zakon został rozwiązany, a filipinów wygnano z Gostynia. Za działania przeciwko państwu pruskiemu. Księża wymalowali na przykład polskich świętych na ścianach bazyliki. To tutaj śpiewano: „Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie”. Tak samo było za czasów PRL-u. Pamiętam, że najwięcej ludzi zgromadziło się na Świętej Górze w wigilię wkrótce po wybuchu stanu wojennego, gdy władza wydała zgodę na udział ludności we mszach. Wtedy bazylika była wypełniona po brzegi, a mnóstwo ludzi stało także dookoła niej. Głowa przy głowie. I zaśpiewali tak samo jak kiedyś, aż dreszcze przechodziły ciało : „Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie…”
Mamy rok 2014. Ojczyzna jest wolna. Co nam, gostynianom, mają dziś do powiedzenia księża ze Świętej Góry?
Mamy wolność, ale nie zawsze potrafimy z niej właściwie korzystać. Polacy są często zagubieni w nowej rzeczywistości. My jako filipini służyliśmy i dalej służymy ludziom. I dlatego musimy mówić otwarcie o tym, co widzimy. Jesteśmy przekonani, że w podzielonym społeczeństwie trzeba ludziom dawać impulsy do jednoczenia się, ale nie za wszelką cenę. Nie za cenę zdrady wartości. Mieszkańcy okolicy podejmują w życiu różne wybory. W Gostyniu zdecydowana większość wybrała ostatnio do władz ludzi lewicy.
Czy księdza to niepokoi?
Staram się to jakoś zrozumieć. Przypominają mi się w tym miejscu słowa kardynała Józefa Glempa. Kiedy wybory w Polsce wygrała lewica, poproszono go o komentarz. Kardynał powiedział wtedy, że tego nie rozumie. Uznał jednak, że nie jest to odrzucanie Boga i katolickich wartości, a jedynie opowiadanie się po stronie łatwego życia. Bo przywódca reprezentujący lewicę oferuje zwykle coś, co ludziom wydaje się atrakcyjne i proste. Wiadomo, że wybór konkretnej osoby na eksponowane stanowisko w samorządzie związany jest z opowiedzeniem się po stronie jej systemu wartości. Ten system wartości nie powinien być nam, jako wyborcom, obojętny. Mamy prawo o niego pytać.
Czyżby gostynianie stali się bardziej lewicowi?
Wiara w mieszkańcach jest silna. Filipini mają na mszach świętych pełen kościół gostynian, a nasze kazania chłonie tłum zasłuchanych ludzi. Oni się spowiadają, tysiące wiernych widzimy też u komunii świętej. Wiemy, że ludzie od Boga nie odchodzą. Potrzebna jest jednak pewna konsekwencja. Chciałbym tu postawić tym ludziom pytanie. Czy łączenie lewicowych wyborów z głęboką wiarą w Boga jest do końca uczciwe?
A może łączenie w sobie tak skrajnych poglądów można w dzisiejszych czasach uznać za naturalne? Mamy XXI wiek…
Czasy nie mają tutaj nic do rzeczy. Jak ostatnio byłem w Warszawie, z ogromnym niesmakiem oglądałem słynną tęczę. Przecież samo umiejscowienie jej na Placu Zbawiciela to jawna prowokacja! Trzeba się na coś zdecydować: wartości moralne albo łatwe życie bez zasad. Ja bym nie potrafił łączyć w sobie dwóch tak skrajnych postaw i poglądów. Uważam, że to pewnego rodzaju rozdwojenie jaźni. Jakaś schizofrenia.
Dziękuję za ciekawą rozmowę.
……………………………………………………………………………………………………………………………..
Święta Góra została doceniona przez prezydenta za głoszenie prawdy, za walkę z państwem totalitarnym. Oficjalnie uznano zasługi księdza odważnego, bezkompromisowego, prezentującego wierność wartościom. Jesteśmy dumni, prawda? Czy także z tego, co ksiądz myśli o nas, gostynianach współczesnych?
Wypowiedzi reprezentują wyłącznie poglądy osób, które je zamieściły.