W ostatnią niedzielę dzieci z parafii Żytowiecko odebrały najświętszy sakrament z rąk księdza Andrzeja Wiśniewskiego. Tego samego, w sprawie którego prokuratura prowadzi postępowanie o molestowanie i pedofilię. Tego samego, o którego obrzydliwych postępkach opowiedział pod nazwiskiem Jerzy Zakrzewski w tekście „Byłem molestowany przez księdza”. Jednak parafianie wbrew wszystkiemu wierzą w niewinność proboszcza. A przynajmniej wierzą w nią matki dzieci komunijnych. No bo czy inaczej pozwoliłyby, by najświętszy sakrament dawała ich dzieciom osoba, która tymi samymi rękami miała grzebać przy ,,pulusiach” w dziecięcych majtkach, sapiąc z podniecenia?
Dzieci do komunii przygotowywał ksiądz Andrzej Wiśniewski na specjalnych spotkaniach, które odbywały się w salce przykościelnej. Po tekstach prasowych, w których zarzucano mu pedofilię, proboszcz zgodził się, by uczestniczyli w nich rodzice. Głównie kobiety, bo to one zajmowały się przygotowaniami do uroczystości. Na ostatnich spotkaniach była więc zawsze dwójka dorosłych. Po co byli? Oficjalnie nie bardzo wiadomo. Z relacji świadków wynika, że ksiądz wrzeszczał na dzieci, aż niektóre się popłakały. Gdy jedna z matek próbowała coś powiedzieć, ksiądz ruszył na nią z wulgarnymi słowami. Podobno użył mocnych przekleństw. Widocznie była to metoda skuteczna w ustach osoby duchownej, bo rodzice więcej nie wstawiali się za swoimi dziećmi.
Na spotkaniu z rodzicami ksiądz zapytał, czy jest ktoś, kto sobie nie życzy, aby to on dawał komunię dzieciom? Matki odpowiedziały milczeniem. A więc jednomyślna zgoda i akceptacja rodziców dla opisywanych przez świadków pedofilskich czynów księdza. W sobotę poprzedzającą komunię spowiedzi ich niewinnych dzieci słuchał duchowny, którego ma obciążać grzech podwójnie śmiertelny, bo wymierzony w tych, którzy nie potrafią się bronić. Jak już wspomniałam w jednym z poprzednich tekstów, pedofilii nie wybaczają nawet najgorsi więźniowie. Kryminaliści nie wybaczają, ale matki już tak.
Matki wiedziały. Tak jak wszyscy w parafii wiedzieli, a od kwietnia wie pół Polski – po artykułach w „Fakcie” oraz „Faktach i mitach”. Kiedy zbierałam materiały do kolejnych publikacji, jedna z matek opowiadała mi, że ksiądz Wiśniewski molestował jej 9-letniego synka na lekcjach religii. Kobieta zamierzała poruszyć ten temat podczas kolędy. Ale kiedy już zaczęła mówić, ten jej mały synek powiedział do księdza „A dlaczego ty mnie bierzesz na kolana?!”. Wtedy kobieta się bardzo zdenerwowała. Ale nie molestowaniem jej dziecka przez księdza—pedofila. Ona się zdenerwowała tym, że jej synek powiedział księdzu… na „ty”, bez należytego szacunku. Przeraziło ją, co też ksiądz-pedofil sobie o niej pomyśli.
„No bo wyszłoby na to, że źle wychowałam dziecko, skoro mówi księdzu na ty” – tłumaczy się po latach. A potem dodaje usprawiedliwiająco: „Chyba każdy by tak zareagował na moim miejscu, nie?”
W efekcie do rozmowy na temat sedna problemu nie doszło, a jedynym poszkodowanym okazał się ksiądz, którego autorytet został nadszarpnięty przez „bezczelne” dziecko.
Trzeba na koniec nazwać rzeczy po imieniu. Z relacji świadków wynika, że w Żytowiecku działy się rzeczy straszne, a mieszkańcy o tym wiedzieli i godzili się z tym. Matki z pełną świadomością złożyły na ołtarzu ofiary z własnych dzieci, w mniej lub bardziej bezpośredni sposób godząc się na ich wykorzystywanie przez księdza. W imię czego? W imię własnej wygody, bo w innym przypadku musiałyby się postawić i skonfrontować z autorytetem księdza, który na wsi wciąż uważany jest za reprezentanta Boga.
Przygotowując teksty na bloga, jeździłam do parafii Żytowiecko około dwudziestu razy. Pojechałam też przeprowadzić wywiad z psychoterapeutą. Nie było mi za ciężko. A niektórym matkom, z którymi potem rozmawiałam, nie chciało się nawet przeczytać tekstu o skutkach traumy związanej z wykorzystaniem seksualnym. „Przywrócić porządek świata” dla niektórych był za długi, dla innych zbyt trudny do przełknięcia. Dla tych leniwych poniżej krótkie streszczenie. I nowy tytuł:
SMRÓD SPOD DYWANU
Skutki molestowania seksualnego pozostają w człowieku na całe życie. Także wtedy, gdy nie ma się świadomości tego faktu. Nawet gdy nie doszło do stosunku seksualnego. Niektórzy molestowani staczają się w alkoholizm, inni mają depresję lub oddają się hazardowi. Często zdarzają się kłopoty w życiu seksualnym. Żeby się od tego uwolnić, trzeba przywrócić porządek świata, czyli nazwać rzeczy po imieniu. Przestać być wspólnikiem oprawcy i powiedzieć głośno o swojej krzywdzie. Bo syf zamieciony pod dywan będzie śmierdział zawsze, nawet jeśli wszyscy będą udawali, że nie widać źródła tego przykrego zapachu.
Matkom z parafii Żytowiecko smród najwidoczniej nie przeszkadza. Brudu zamiecionego pod dywan przecież nie widać. Sąsiedzi niczego nie zobaczą, a przecież to z obawy przed nimi niektórzy nie chcieli mówić, a inni nie zgodzili się nawet na mój przyjazd do ich domu, „żeby inni nie widzieli”. Ciekawie było zgłębiać na wsi sprawę pedofilii, która była powszechnie wiadoma i akceptowana. Po czasie dochodzę do wniosku, że niektóre społeczności są na taki los i na takich księży skazanie. Bo wyżej cenią sobie opinię sąsiadów niż dobro swoich dzieci.
PS. Wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Matki.
Wypowiedzi reprezentują wyłącznie poglądy osób, które je zamieściły.