Jaki powinien być radny w opinii burmistrza Jerzego Kulaka? Wyrachowany, interesowny, nieszczery, tchórzliwy i cichy. Ma mieć cechy dokładnie odwrotne do tych, które wykazał radny Maciej Czajka, pokazując problemy mieszkańców ulicy Nad Kanią. Burmistrz jego zachowanie wyszydził.
Gminna autostrada
Sytuacja miała miejsce podczas ostatniej sesji rady miejskiej. Radny Maciej Czajka omówił i pokazał zdjęcia obrazujące stan ulicy Nad Kanią. Droga ta jest systematycznie masakrowana przez TIR-y, o czym wielokrotnie wcześniej już informował urzędników.
Kłopoty zaczęły się od wybudowania w 2012 roku ulicy Europejskiej. Zakładano, że będzie to droga lokalna, więc jej nie oznakowano. Nowej ulicy nie udało się jednak burmistrzowi ukryć przed kierowcami, którzy szybko odkryli nowy skrót. I teraz pędząc tranzytem niczym po autostradzie, dewastują ulicę Nad Kanią. Podkreślmy – nie krajową, nie wojewódzką, a gminną, naprawianą za pieniądze mieszkańców.
Ulica Nad Kanią formalnie została wyremontowana przez gminę w latach 2008-2010. Ale remont tak naprawdę nigdy się nie skończył. Trwa niemal bez ustanku: siadają sieci kanalizacyjne, zapadają się studzienki, pęka asfalt, a nawet ściany domów. Mieszkańcy skarżą się na ogromny hałas. W ciągu ostatnich trzech lat doszło do ośmiu awarii instalacji wodno-kanalizacyjnej, które wymagały rozkopywania nowo wyremontowanej ulicy. Zdaniem mieszkańców droga, która pęka także w miejscach niezwiązanych z awariami, nie nadaje się do ruchu ciężarowego.
Ryzyko, odwaga i szyderstwo
Gdy o problemie powiedział na sesji radny Maciej Czajka, burmistrz złożył mu cyniczne gratulacje.
„Trzeba docenić radnego za odwagę” – powiedział szyderczo Kulak. Za to, że będąc radnym startującym w okręgu wyborczym obejmującym centrum miasta, chce rzekomo puścić cały ruch pod oknami swoich wyborców. „To ryzykowne i odważne”, uznał burmistrz, choć intencją radnego było zdiagnozowanie istniejącego problemu i szukanie jego rozwiązania, a nie wybór, pod czyimi oknami mają jeździć TIR-y.
Burmistrz – zamiast skupić się na istocie problemu – wolał skupić się na radnym. I go postraszyć. Czym? Jego własnym elektoratem, czyli mieszkańcami. Próbował radnemu uświadomić, jak bardzo ryzykuje, poruszając niewygodny temat. Ponieważ radny może się niepotrzebnie narazić, jeśli w efekcie szukania nowych rozwiązań ruch zostanie skierowany gdzie indziej, bo tam mogą mieszkać wyborcy radnego. A przecież lepiej, a zwłaszcza bezpieczniej, jest być zgodnym (głównie z burmistrzem), układnym i bezradnym. Burmistrz dał przekaz, że nie jest ważne kompleksowe rozwiązywanie problemu mieszkańców całego miasta. Ważny jest własny interes, czyli załapanie się na kolejną kadencję.
Zgodnie z tą filozofią radny, zabierając głos, powinien mieć na uwadze zapewnienie sobie ponad 900 zł (a może i więcej) diety przez kolejne cztery lata po następnych wyborach. A jeżeli ktoś jednak wyżej stawia dobro społeczne, zasługuje na „docenienie” za „ryzyko” i „odwagę”. Bowiem normalny radny, zanim poruszy jakiś kontrowersyjny temat, powinien skalkulować, czy mu się to opłaca. Tak zapewne jest w milczącym zwykle na sesjach ugrupowaniu samego burmistrza.
27 razy cenniejsi
Ile warci są tacy radni? Łącznie 22,5 tysiąca złotych miesięcznie, czyli 270 tys. zł rocznie. Tyle jako podatnicy płacimy im za dbanie o nasze (?) interesy. Jest to dokładnie 27 razy więcej niż w pierwszej kadencji samorządu po 1990 roku. Wtedy wszystkie diety radnych w skali roku zamknęły się sumą… 10 tys. zł. I to już po przeliczeniu ówczesnej wartości pieniądza na dzisiejsze czasy – podkreśla Wojciech Paupa, który był radnym pierwszej kadencji. A chyba można mu wierzyć, bo z zawodu jest doradcą podatkowym, czyli osobą na co dzień pracującą z liczbami.
Były radny mieszka także przy ulicy Nad Kanią. Choć mija właśnie 25-lecie polskich samorządów, które będzie uroczyście obchodzone w gostyńskim ratuszu, to pan Wojciech jest rozgoryczony i zawiedziony stanem demokracji w mieście. Wystosował więc list otwarty do promującej burmistrza redakcji Gostyń24, która – jak mówi – nie publikuje jego grzecznych, choć niewygodnych komentarzy. List wysłał też do innych mediów i do władz gminnych. Zażądał podania do wiadomości przez ratusz kosztów poszczególnych rad miejskich na przestrzeni świętowanych właśnie 25-lat gostyńskiej samorządności. Dziwią go bowiem wielkie diety przy równie wielkiej bezczynności radnych.
Moim zdaniem bycie radnym to służba mieszkańcom – podsumowuje Wojciech Paupa. To nie jest dbanie o popularność, a działanie dla dobra społeczeństwa. Mam jednak świadomość, że gdy burmistrz taką definicję radnego przeczyta, pewnie się szczerze uśmieje.
PS. Zapraszam do udziału w nowej sondzie z okazji 25-lecia gostyńskiego samorządu. Czy jesteście zadowoleni ze swoich reprezentantów?
Wypowiedzi reprezentują wyłącznie poglądy osób, które je zamieściły.