Jawna… hipokryzja

19
05

Gostyń szczyci się kadrową polityką jawności. W gminie w drodze konkursu dwa lata temu przyjęto do szkoły podstawowej nr 5 … sprzątaczkę. Na pół etatu. A niedawno na stronach ratusza ogłoszono nabór na… woźnego w tejże szkole. Idea naprawdę godna pochwały. Niestety, są równi i równiejsi. Konkursem nie został objęty na przykład syn radnego Mirosława Żywickiego zatrudniony w zeszłym roku bez żadnych zastrzeżeń jako instruktor w OSIR-ze. Podobnie nie zawracano sobie głowy konkursem, przyjmując pracownika w dziale promocji i organizacji imprez w GOK „Hutnik”.

 

Wracając jednak do woźnego, otwieranie i zamykanie budynku szkolnego oraz włączanie i wyłączanie alarmu nie wydaje się być wielkim wyzwaniem. Mimo tych oczywistości ogłasza się publiczny nabór. Konkurs jednak nie jest potrzebny przy obsadzaniu bardziej lukratywnych stanowisk. Taki na przykład specjalista do spraw liczenia dróg powiatowych, z pensją… ponad 5 tys. zł. Wynagrodzenie znamy tylko dlatego, że Jerzy Woźniakowski jako przewodniczący rady miejskiej musi to podawać corocznie w biuletynie informacji publicznej.

 

Mamy więc łatwy sposób na wyjmowanie pieniędzy z publicznej kasy. Burmistrz Jerzy Woźniakowski przegrywa wybory, ale koledzy od razu tworzą dla niego nowe stanowisko pracy – w tym przypadku w starostwie za panowania Andrzeja Pospieszyńskiego. Podobnie zatrudniono byłego wiceburmistrza Gostynia Leszka Dworczaka, tworząc dla niego także nowe stanowisko: doradcy z pensją blisko 5 tys. zł. Władza potrafi jednak robić pozory i dla niepoznaki ogłasza konkursy. A to na sprzątaczkę, a to na woźnego. Generalnie – pełna przejrzystość. A że jeden czy drugi specjalista został przyjęty bez konkursu? No cóż, w końcu co innego woźny, a co innego Woźniakowski.

 

Pikanterii sprawie dodaje fakt, że w 2006 r. ówczesny burmistrz, a późniejszy bezkonkursowy specjalista od liczenia dróg, odebrał nagrodę w konkursie… „Przejrzysty urząd”. Gdy jednak burmistrz przestał być burmistrzem, przejrzystość zupełnie przestała się dla niego liczyć. Został bowiem całkiem nieprzejrzyście zatrudniony w starostwie.

 

Ulubionym tłumaczeniem przełożonych odpowiedzialnych za zatrudnianie pracowników po cichu jest to, że podobno przyjmują oni osoby o niezwykle wysokich kwalifikacjach. Skoro tacy są ci kandydaci kompetentni, to zapewne z łatwością wygraliby w konkurs na dane stanowisko, gdyby taki ogłoszono, prawda? A jednak zabezpiecza się „wybrańców” przed konfrontacją z potencjalnymi kontrkandydatami. Być może liczyć drogi potrafiłby ktoś jeszcze oprócz Woźniakowskiego? Znacie kogoś takiego?

 

Niestety, całą tę sytuację można podsumować jedynie tekstem z Barei. Co prawda z filmu Miś, ale równie dobrze pasowałby do “Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz?”. Parafrazując: nie mamy wstydu przyznawać sobie posad bez konkursu i co pan nam zrobi?

 

Komentarze na stronie nie są moderowane na bieżąco.
Wypowiedzi reprezentują wyłącznie poglądy osób, które je zamieściły.
  • Franciszek nie Papież

    Jest wiele racji w tym co napisałaś, ale są też nieścisłości. Może nie pamiętasz, ale Tomek Barton wygrał konkurs, a nie został zatrudniony ” z ręki”. Druga sprawa to porównanie zatrudnienia młodego Żywickiego będącego na etacie szarego instruktora, do sztucznie stworzonych miejsc pracy dla Woźniakowskiego i Dworczaka. Ich pensje są o 3 -4 razy większe, a wiedza nijak się ma do tego co robią. W przypadku Woźniakowskiego dochodzi jeszcze częsta absencja w pracy, z uwagi na pełnione obowiązki. Młody Żywicki ukończył za to AWF, grał długo w Kani Gostyń i od małego był instruktorem dla wielu młodszych kolegów. Kordus doskonale wiedział kogo przyjmuje bo znał chłopaka od lat. Może źle , że nie ogłoszono konkursu ale porównywanie tego z Dworczakiem i Woźniakowskim to naciągana wersja. W temacie „urzędowych zatrudnień” należałoby jednak zagłębić bardziej i zlustrować wszystkie rodzinne powiązania. Materiał pewnie na pierwsza stronę do Panoramy. Proszę się zastanowić. Pozdrawiam

    • http://regiopis.pl Lila Gabryelów

      Dla ścisłości – wspomnianym pracownikiem przyjętym bez konkursu w dziale promocji był Leszek Jankowski.

      Pozostałe kwestie omówiłam w tekście – jeśli ktoś jest wybitnym specjalistą, to nie musi obawiać się konkursu, bo i tak by go wygrał, prawda? Ale może jednak by nie wygrał? W końcu po co ryzykować, jeśli jest się synem radnego?

      Jeśli władza lansuje się na „przejrzystą gminę”, to przejrzystości oczekujmy na wszystkich szczeblach, nie tylko na poziomie woźnego czy sprzątaczki.

  • Franciszek nie Papież

    Przepraszam ale Jankowskiego nie wziąłem pod uwagę – zwracam honor. On jest zatrudnionych chyba na 1/4 etatu, ale do rzeczy. Czy sugerujesz, że radny maczał palce przy zatrudnianiu syna w gminie bo tak to zrozumiałem? A co gdyby konkurs się odbył i młody Żywicki go wygrał? – co byś wówczas napisała? Że konkurs mógł być ustawiony? Co by nie mówić dziecko radnego winno wyjechać za pracą do Anglii, względnie postarać się o prace na taśmie w Pudliszkach. Jeśli w którymś z przypadków mu się powiedzie, pewnie i tak ktoś napisze, że tata radny załatwił, usprawiedliwiając w ten sposób swoje życiowe niepowodzenia. Pozdrawiam

    • http://regiopis.pl Lila Gabryelów

      Dalej się nie rozumiemy. Widocznie niektórzy są tak głęboko zakotwiczeni w starym systemie postrzegania świata, że nie rozumieją, kiedy chodzi o zasady. Nie ma żadnego znaczenia, czy syn radnego pracuje jako woźny, w urzędzie, w Anglii na zmywaku, czy może jest dyrektorem jakiegoś koncernu. Po prostu powinien być przyjęty do pracy na takich samych zasadach jak wszyscy. Koniec – kropka, bo tu nie ma z czym dyskutować. Co najwyżej przeprosić (społeczeństwo) i posypać głowę popiołem.

      A próba budzenia litości przez straszenie perspektywą pracy fizycznej dla syna radnego jest po prostu żenująca. Jeśli naprawdę nie znalazłby innego zatrudnienia i musiałby wyjeżdżać na zmywak do Anglii – niech tak będzie! Nie on, to wyjdzie na ten zmywak ktoś inny, być może nawet zdolniejszy. Tu nie chodzi o tego konkretnego człowieka i jego potencjalne kwalifikacje, tylko o ZASADY, które w gminie posiadającej tytuł „przejrzysty urząd” powinny być jednakowe dla wszystkich.

      PS. A może się mylę i zwykłym Gostynianom wcale nie przeszkadza taki stan rzeczy? Jestem ciekawa także innych głosów, bo opinię radnych i urzędników jestem sobie w stanie wyobrazić.

  • Franciszek nie Papież

    A zatem idąc Twoim tokiem rozumowania, Czy można zaryzykować twierdzenie że jako dziennikarka poczytnej gazety, miałaś większe szanse na posadę w ZSR w Grabonogu niż zwyczajny obywatel? Nie odpowiadaj. Zadałem to głupie pytanie tylko po to, by pokazać, że do każdego można się przyczepić. Pozdrawiam

    • http://regiopis.pl Lila Gabryelów

      Zabawne, jak zażarcie można bronić urzędniczej samowoli i hipokryzji. Najpierw próbowałeś odwracać kota ogonem i pytać, „a co gdyby młody Żywicki wybrał konkurs uczciwie, czy wtedy też bym się go czepiała”. Pytanie idiotyczne, bo odpowiedź jest oczywista – osądzamy za realne czyny, a nie za „co by było gdyby”. Gdyby sprawa była rozegrana przejrzyście, to oczywiście nie byłoby czego piętnować, ale też nie biłabym brawa. Nie bijemy braw osobie, która gra fair, bo zakładamy, że to zachowanie naturalne. Ale piętnujemy, kiedy sprawy są „wątpliwe” z punktu widzenia społeczeństwa. Mam nadzieję, że większość ludzi się ze mną zgodzi.

      Potem próbowałeś wzbudzić litość wobec syna radnego, sugerując, że gdyby nie dostał pracy bez konkursu, to musiałby – biedak – pracować przy taśmie, tak jak inni ludzie.

      Gdy i to zostało obśmiane, okazało się, że na koniec i mnie zaliczyłeś do grupy kolesi z absurdalnym porównaniem, że praca nauczycielki może być przyznana po znajomości, tak jak praca urzędnika lub inna fucha z nadania.

      Obracanie kota ogonem wydaje się Twoim żywiołem. Aż muszę zapytać, czy „przypadkiem” nie pracujesz w jakimś wydziale promocji, bo z Twoich słów czuć „profesjonalizm” i daleko idące zaangażowanie w obronę systemu, który próbuję piętnować. Czy przestawisz się i podasz swoją funkcję?