Należy nazwać rzeczy po imieniu. Ukraińskich żołnierzy UPA – zbrodniarzami, a ich zbrodnie na Polakach – ludobójstwem. Tak uważa ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski, kolejny w ostatnim czasie znany człowiek, który odwiedził nasz region. W specjalnym wywiadzie dla Regiopisu ksiądz opowiedział o kulisach swojej życiowej batalii o prawdę historyczną.
Czy zdaniem księdza zbieżność terminów wizyty prezydenta Bronisława Komorowskiego w Kijowie i przyznanie przywilejów żołnierzom Ukraińskiej Powstańczej Armii w parlamencie ukraińskim jest przypadkowa?
Nie jest przypadkowa. To jest świadome działanie władz ukraińskich, które chciały wykorzystać wizytę naszego prezydenta do usankcjonowania ustawy przyznającej przywileje byłym żołnierzom UPA. Zależało im na gloryfikacji zbrodniarzy. Zaprezentowali Polakom postawę silniejszego. I to mimo tego, że Polska pomaga Ukrainie, wysyła tam broń i pieniądze. Ukraińcy wiedzą, że rząd Polski jest słaby i będzie ich popierał niezależnie od tego, co zrobią.
Każdy kraj potrzebuje swoich bohaterów. Młody naród ukraiński nie ma ich zbyt wielu. Czy wobec tego gloryfikowanie UPA przez elity ukraińskie nie powinno być jakoś zrozumiałe?
Nie. Nie jest zrozumiałe, bo żaden naród nie może budować swojej tożsamości na zbrodniarzach. Naród ukraiński nie jest młody, bo Ukraińcy jako Rusini istnieli od tysiąca lat i mają bardzo wielu bohaterów prawdziwych, uczciwych. Z najnowszej historii XX wieku można podać przykład Symona Petlury, który jest lepszym bohaterem niż Stefan Bandera. Obecne władze ukraińskie nie odwołują się do tamtych postaci, popierają nacjonalizm, który jest zawsze antypolski, antysemicki, a przy tym wyraźnie proniemiecki. To jest zarazem wyraźny kurs na politykę proamerykańską.
Czy moment, kiedy na Ukrainie toczy się otwarta wojna, a ukraińskim władzom zależy na konsolidacji społeczeństwa, jest właściwy na moralne dywagacje dotyczące przeszłości jej „bohaterów”?
Państwo ukraińskie istnieje od 25 lat i przez cały ten czas nie rozwiązało problemu. Pięć lat temu nie było wojny i nie powiedziano prawdy. Piętnaście lat temu też nie było wojny. Jeżeli teraz nic z tym nie zrobimy, to kiedy? Kolejnych dwadzieścia pięć lat będziemy czekali?
Sprawy można było już dawno uporządkować. Polski sejm tego nie zrobił, choć w 2013 r. był przygotowany projekt uchwały o potępiającej zbrodnię ludobójstwa popełnioną na Wołyniu. Został on wtedy zablokowany przez Platformę Obywatelską. Ja się nie zgadzam na to, aby ze względu na bieżącą politykę przemilczeć prawdę. Tak nie wolno. Kiedy prezydent Wiktor Juszczenko w 2009 r. gościł w Lublinie i przyjmował tytuł doktora honoris causa na KUL-u, to ani władze uczelni, ani obecny na tej uroczystości prezydent św.p. Lech Kaczyński prawdy nie powiedzieli. A wtedy wojny nie było.
Prezydent Kaczyński uważany jest w pewnych środowiskach za wzór moralnego przywódcy.
Ja go za takiego nie uważam.
Kto z polskich przywódców spełnia więc takie standardy? Kto mógłby podejmować lepsze decyzje?
Nie wiem, nie zajmuję się polityką. Natomiast jak każdy człowiek mam prawo do oceny. Sparzyłem się na Platformie Obywatelskiej, sparzyłem się na PiS-ie. Żadne z tych ugrupowań nie chce powiedzieć prawdy o ludobójstwie. Za kilka dni społeczeństwo zdecyduje, kto będzie prezydentem. Niezależnie od wyniku wyborów ja będę mówił zawsze jedno i to samo, że tylko prawda wyzwala.
PO nie, PiS nie, to niewiele nam już zostaje…
Według mnie politycy zrobili dużo zła w relacjach polsko-ukraińskich. Muszą się obudzić nowe siły społeczne, które wreszcie oznajmią: „Tak, powiedzmy prawdę i na tej prawdzie budujmy relacje z Ukrainą”.
Jak do tej sprawy podchodzą ukraińscy duchowni?
Nie wiem, mam z nimi niewielkie kontakty. Jak mi mówił jeden z księży ukraińskich, ma już po dziurki w nosie Stefana Bandery. Ten ksiądz stwierdza, że przyszedł do cerkwi, żeby służyć Jezusowi Chrystusowi, a nie przywódcy UPA. Dlatego jest on sceptyczny co do działań tych hierarchów ukraińskich, którzy próbują z Bandery zrobić świętego. Są też na Ukrainie tacy duchowni, którzy pomieszali pojęcia religii i nacjonalizmu. Cerkiew sama w sobie jest podzielona.
Czy ten znajomy duchowny głosi z ambony prawdę?
Jeżeli będzie głosił, to może zostać uwięziony. Władze ukraińskie jasno powiedziały w ustawie, że ktokolwiek będzie mówić inaczej niż nakazuje oficjalna doktryna państwowa, to może iść do więzienia. To jest prawo wyraźnie represyjne. Myślę, że coraz mniej będzie na Ukrainie ludzi odważnych, którzy by mówili prawdę o tym wszystkim.
A jak ksiądz osobiście podchodziłby to tej sprawy, gdyby był duchownym ukraińskim mieszkającym na Ukrainie?
Nie jestem duchownym ukraińskim zamieszkałym na Ukrainie. Nie będę uprawiał futurologii. Każdy ma obowiązek mówić prawdę, niezależnie od tego, kim jest. Ja jako kapelan „Solidarności” mówiłem prawdę o Katyniu w okresie PRL-u. Teraz wypowiadam się w sprawie ludobójstwa, także ludobójstwa Ormian. Papież Franciszek powiedział prawdę o zbrodniach na narodzie ormiańskim. Cenię go za odwagę. Papież za swoje wypowiedzi został zaatakowany przez Turcję. Ale także przez ONZ, który odmówił uznania ludobójstwa Ormian. Widać, że politycy tylko mieszają.
Co do prawdy, to może w Polsce łatwiej jest ją otwarcie głosić niż na przykład na Ukrainie czy w Rosji?
W Polsce nikt, kto chce prawdy, nie jest mile widziany. Widać wyraźnie, że dzisiaj politycy chętnie by to zamietli pod dywan i zajmowali się bzdurami.
Czy ksiądz się spotyka z jakimś ostracyzmem?
Polska jest wolnym krajem. Jeżdżę na spotkania po całej Polsce, przyjechałem też do Gostynia i do Krobi. Można mówić, co się myśli, tylko politycy nie chcą tego słuchać.
No to jednak łatwiej jest w Polsce niż w Rosji czy na Ukrainie…
Łatwiej tylko z mówieniem. Jednak ze znalezieniem zrozumienia u władzy niezmiernie trudno.
Dziękuję za rozmowę.
Wypowiedzi reprezentują wyłącznie poglądy osób, które je zamieściły.