Kampania prezydencka na ostatniej prostej. Kandydatów jest jedenastu, ale to Bronisław Komorowski może liczyć na specjalne przywileje w Gostyniu. Nasz lewicowy burmistrz złamał własne przepisy, aby mu się przypodobać. Być może czuł, że ma dług wdzięczności za wylewne gratulacje, które otrzymał od Komorowskiego po wygraniu wyborów samorządowych. Przyjrzyjmy się, kto komu zrobił dobrze i w jaki sposób.
Gostyński rynek jest wyłączony z ruchu drogowego. Już od blisko dwóch lat, odkąd ukończono jego przebudowę. Zajmowanie powierzchni rynku reguluje zarządzenie burmistrza Gostynia (link). Jest to możliwe wyłącznie (!) na podstawie umowy cywilno-prawnej zawartej przez gminę z najemcą. Wniosek należy złożyć z co najmniej dwutygodniowym wyprzedzeniem, a za zajęcie placu trzeba zapłacić (minimum za dobę).
Jest 18 marca godz. 13.00. Na rynek wjeżdża Bronkobus, choć „Bronek” jest na nim tylko namalowany, bo w środku siedzą jedynie członkowie sztabu wyborczego urzędującego prezydenta. Za nim na płycie staje samochód osobowy. Z Bronkobusa wysiada ekipa politycznych agitatorów, dołączają miejscowi działacze Platformy Obywatelskiej. Ruszają na deptak, gdzie prowadzą namawiają do głosowania na Bronisława Komorowskiego. Na moje pytanie, czy jest zgoda na wjazd autokaru na rynek, radny Leszek Dworczak, działacz PO, odpowiada, że nie wie, ale… chyba tak. Po mniej więcej godzinie Bronkobus opuszcza Gostyń i rusza dalej.
19 marca zwracam się do urzędników w ratuszu z pytaniem, kto zezwolił na wjazd autobusu na rynek.
- Sztab wyborczy Bronisława Komorowskiego nie zwrócił się do gminy Gostyń z wnioskiem o zajęcie powierzchni rynku – odpowiada naczelnik wydziału gospodarki nieruchomościami Justyna Sarbinowska.
Pani naczelnik powołuje się na przepis, który reguluje zajęcie powierzchni rynku. Jest to wspomniane już zarządzenie burmistrza.
Pytam więc dalej. Jakie będą konsekwencje bezprawnego zajęcia rynku i dlaczego straż miejska nie interweniowała? W odpowiedzi pani naczelnik informuje, że… strażnicy miejscy interweniowali akurat w innej części miasta. Sprawdziłam. Straż miejska udała się na interwencję (dotyczącą parkingów) dopiero po godz. 13.35.
Wysyłam pytanie do senatora Mariana Poślednika, który informował media o akcji na rynku w Gostyniu. Asystent senatora odpowiada, że to sam senator składał wniosek o wjazd i podobno zgodę otrzymał.
25 marca e-mail z ratusza:
„Po powrocie do pracy po kilkudniowej nieobecności burmistrz przekazał wydziałowi zajmującemu się przygotowaniem formalności związanych z wynajęciem powierzchni rynku, iż udzielił telefonicznie zgody na zajęcie rynku. O przyjeździe autobusu burmistrz poinformował ZGKiM odpowiedzialny za bieżące utrzymanie placu. Jak uzgodniono podczas rozmowy telefonicznej Komitet Wyborczy Bronisława Komorowskiego pokryje koszty związane z zajęciem powierzchni rynku.”
Nie było więc pisemnego wniosku, tym bardziej nie było wniosku złożonego dwa tygodnie wcześniej, czego wymaga zarządzenie burmistrza. Nie było pisemnej zgody. Wszystko było załatwiane „na telefon”, wbrew obowiązującym przepisom.
Po co i dla kogo są w takim razie zarządzenia burmistrza? Dla Kowalskich i Nowaków? Bo jak padają nazwiska senatora i kandydata na prezydenta, przepisy idą na bok. Właśnie KANDYDATA, ponieważ to w tym charakterze przyjechał tutaj autobus „Bronka”. Pani naczelnik rozbrajająco przyznała, że „w kwestii dwutygodniowego terminu bywamy elastyczni, czasami różnego rodzaju przedsięwzięcia realizowane są w ostatniej chwili i do takich przypadków podchodzimy ze zrozumieniem.”
Wygląda na to, że mimo wszystko nie był to nagły przypadek, ponieważ kampania prezydencka jest planowana z wyprzedzeniem. Być może „elastyczność” Jerzego Kulaka była wyrazem wdzięczności za gratulacje, jakie przesłał mu prezydent Bronisław Komorowski po wyborze na burmistrza? Burmistrz Kulak chwalił się nimi na Facebooku.
Okazało się, że burmistrz niepotrzebnie się tym tak ekscytował. Wysłałam zapytanie do Kancelarii Prezydenta, dociekając, ilu samorządowców otrzymało gratulacje po wyborach od prezydenta Komorowskiego. Odpowiedź brzmiała: WSZYSCY. Było to po prostu sztampowe pisemko wysyłane z automatu do każdego bez wyjątku.
Właściciele sklepów umiejscowionych przy gostyńskim rynku od dawna domagają się, by zlokalizować tam parkingi lub chociaż umożliwić wjazd po odbiór towaru. Bez rezultatów, bo zarządzenie burmistrza wyklucza takie rozwiązanie, każąc zawierać umowy z dwutygodniowym wyprzedzeniem (choć i to tylko jedynie w ściśle określonych celach). Tymczasem „Bronek” wjeżdża sobie z marszu jak gdyby nigdy nic. Ale – jak mówi porzekadło – co wolno wojewodzie, to nie tobie, gostyński…
Wypowiedzi reprezentują wyłącznie poglądy osób, które je zamieściły.