Gmina Gostyń chętnie pomaga powiatowi w remontach. I odwrotnie. Powiat też ochoczo śpieszy z pomocą gminie, która buduje nowe drogi. Warunek jest jeden i brzmi on tak: „My damy wam tyle, ile wy dacie nam”. I płyną setki tysięcy złotych w obie strony. Ale są to przepływy wirtualne, a mówiąc staromodnie - na papierku. Że to głupie i bez sensu? Oczywiście. Wszyscy o tym wiedzą. Ważne jednak, że urzędnicy unijni lub ministerialni są zadowoleni. Bo wtedy mogą dać punkty za współpracę samorządów i jest szansa na zupełnie realne pieniądze z zewnątrz na budowę drogi. Zupełnie inaczej jest wtedy, gdy chodzi o prawdziwą pomoc i prawdziwe pieniądze. Wtedy zaczyna się problem.
Przykład drogowego absurdu mieliśmy ostatnio przy okazji planów remontu drogi z Dusiny przez Stankowo do Daleszyna. Droga jest powiatowa, ale powiat pieniędzy ma mało, a dróg dużo. Starosta ma dużą szansę pozyskać parę milionów z tzw. „schetynówek”. Gmina Gostyń postanowiła wesprzeć w tym powiat i przekaże mu blisko 1,6 mln zł. Ale warunek jest taki, że… powiat też wesprze gminę, która chce budować drogę od lasu w kierunku Leszna. O sumę nie musicie pytać. Oczywiście przekaże gminie… też 1,6 mln zł. Mechanizm i cel tej wymiany wirtualnych złotówek już opisałam we wstępie. Obie uchwały ktoś (z poważną miną) musiał przygotować, a potem radni musieli nad nimi głosować, wyłączając przy tym logiczne myślenie. Udało się.
Po wzajemnej wymianie fikcji przyszedł czas na rzeczywistość. Żeby starosta Robert Marcinkowski mógł otrzymać kasę z zewnątrz, musi mieć (oprócz pieniędzy wirtualnych od gminy) także realny wkład własny. Jakieś 3 miliony. Starosta wysupłał połowę. Drugie tyle miała dać mu gmina Gostyń, na terenie której powiatowa droga leży. Starosta liczył, że burmistrz da. Bo burmistrz Jerzy Kulak deklarował publicznie od trzech lat, że pomoże mieszkańcom i jeżeli powiat wyremontuje drogi np. za 100 tysięcy, da drugie tyle. I nie tylko mówił, ale także dawał. Radni gminy bez problemu przyjmowali takie uchwały.
Burmistrz, który w zeszłym roku dał nadzieję na wsparcie, prawdopodobnie ocknął się, gdy zobaczył, o jakie pieniądze tym razem chodzi. Łatwo było rzucić 100 lub 200 tysięcy i chwalić się dbałością o mieszkańców gminy. Ale skąd tu nagle wziąć 1,5 miliona?! Zaczęło się szukanie. Niestety, nie pieniędzy, ale dziur w całym. Burmistrz nie zamierzał bowiem ułatwiać życia szefowi powiatu. Niestety, pokazanie gestu Kozakiewicza staroście oznaczało też policzek dla mieszkańców, którzy czekają na naprawę drogi już… 40 lat.
Jednak trudno zlekceważyć ponad 1000 podpisów, które zebrali mieszkańcy. Jeszcze trudniej spojrzeć im w oczy, gdy przyjdą na sesję. Więc radni – a ugrupowanie burmistrza ma większość w radzie miejskiej Gostynia – najpierw oburzyli się na powiat. Że taki bezczelny i chce od nich pieniędzy na „swoje” remonty. Ostatecznie okazali nadzwyczajne miłosierdzie i rzucili na stół połowę oczekiwanej sumy czyli 750 tys. zł. I dodali, że ostatni raz dali się tak wykorzystać.
Walkę radnych gminy o nieuszczuplanie gminnego budżetu można by jakoś zrozumieć. A nawet pochwalić. Gdyby całe to szlachetne oburzenie nie wybuchło właśnie teraz. Pół roku po tym, jak starosta złożył wniosek o pieniądze na remont drogi, przekonany, że pieniądze z gminy na wkład własny dostanie. Teraz to wszystko brzmi po prostu fałszywie.
Można zapytać, dlaczego powiat w ogóle prosi gminy o wsparcie? Bo nie ma innego wyjścia. Tak go urządziły władze państwowe. Jeszcze w 1998 r. , gdy wprowadzano reformę powiatową, gostyńskiemu powiatowi przydzielono 485 km dróg. I kazano się nimi opiekować. Drogi powiatowe powinny łączyć z sobą powiaty, ewentualnie stolice gmin. Tymczasem niektóre wiodą krętymi serpentynami przez zakamarki lokalnych bezdroży. A zdarza się, że powiatowa droga prowadzi… wprost do lasu.
Długość powiatowych dróg wynosi 485 km. A powinna? Według definicji ustawowej… jedynie 155 km.
Powiaty otrzymują pieniądze nie jak gminy, w powiązaniu z podatkami lokalnymi, a wedle rządowego klucza. Tak więc subwencja drogowa jest raczej symboliczna. I tak boryka się ten niepotrzebny twór, jakim są powiaty, z błędnymi dziurawymi jak ser szwajcarski drogami, zwanymi powiatowymi. Ktoś powinien z tym zrobić wreszcie porządek.
Wypowiedzi reprezentują wyłącznie poglądy osób, które je zamieściły.